wtorek, 1 czerwca 2010

Zakład

Dlaczego Bóg nie może dzielić w swej ocenie ludzi na wierzących i niewierzących oraz „praktykujących” i „niepraktykujących”?

Gdyby Bóg (jakkolwiek byśmy go nie nazwali) w swej ocenie dzielił ludzi na wierzących oraz niewierzących to znaczyłoby, że jest próżnym bytem traktującym świat jak swoją zabawkę ze swoimi wielbicielami (potrzeba uznania i uwielbienia przez wiernych) a do tego przekupnym bytem (praktykujący oddający cześć Bogu otrzymywali by „gratyfikacje”) i przekupującym (składającym propozycje: dam wam zbawienie wieczne za wasze usługi uwielbienia).
Przekładając na bardziej ludzką skalę: czy człowiek prawy i honorowy zmieni swój osąd o dobru lub złu czynów drugiego człowieka tylko dlatego, że ta osoba oddaje lub nie oddaje mu czci? Czy uczciwy sędzia oceniając czyny oskarżonego bierze pod uwagę to czy ten oskarżony oddaje mu cześć?

Nie dziwi jednak, że instytucja kościoła musi kreować wizerunek dokładnie takie próżnego, przekupnego i przekupującego Boga. Gdyby kościół przestał w ten sposób preparować obraz Boga to straciłby ogromne wpływy. Większość ludzi, którym powiedziało by się, że wcale nie trzeba „praktykować”, że wystarczy być dobrym człowiekiem i nie będzie to miało żadnego znaczenia przy zbawieniu, po prostu przestałoby chodzić do kościoła. A kościół do tego nie może dopuścić z różnych względów. A możliwe, że zniknięcie kościoła z życia ludzi mogłoby mieć skutki znacznie gorsze, niż fakt istnienia tej instytucji w obecnym charakterze. Czyli? Niestety…

Poza tym człowiek dobry, który nie uczęszcza do kościoła, jest człowiekiem prawdziwie dobrym. A człowiek, który chodzi do kościoła i uważa się przez to za człowieka dobrego może być zagrożeniem. Bo fakt, że katolik przynależy do kościoła, może z jednej strony usprawiedliwiać przed nim samym jego występki, a z drugiej strony, kościół może kanalizować jego złą naturę, która w każdej chwili może wybuchnąć. Jednym słowem mając przed sobą dwójkę na pierwszy rzut oka dobrych ludzi z których jeden jest katolikiem a drugi ateistą, bardziej godnym zaufania jest ateista. Człowiek uczęszczający do kościoła statystycznie stwarza możliwość, że taki człowiek postępuje zgodnie z zasadami kościoła przez co ukryta jest przed nami prawdziwa natura takiego człowieka. Potrzebujemy znacznie więcej czasu na bliższe poznanie takiego człowieka. Oczywiście kiedy już kogoś dobrze poznamy, to nie ma znaczenia czy jest ateistą czy wierzącym.

Jednego można sobie życzyć. Oby na świecie było jak najwięcej osób, które nie potrzebują wiary w kreowanego przez kościół Boga, żeby odnaleźć się „po jasnej stronie mocy”.

Ale wracając do mojego zakładu. Skoro chodzenie do kościoła lub nie chodzenie do kościoła nie będzie miało żadnego wpływy na zbawienie, to szkoda czasu na chodzenie do kościoła, lepiej ten czas poświęcić na to, żeby być dobrym człowiekiem . A w razie gdyby życia wiecznego nie było, to przyjmując powyższe założenie zostaniemy przynajmniej przez ludzi zapamiętani jako dobrzy ludzie.

Inna sprawa, że z reguły historia najlepiej zapamiętuje złych ludzi ;)

2 komentarze:

  1. Twój wywód nasuwa mi na myśl pewien dowcip - o tym, czy piekło jest egzotermiczne, czy endotermiczne? Jest w tym dowcipie stwierdzenie:

    "Niektóre religie mówią, że jeśli nie jesteś ich wyznawcą, trafisz do piekła. Skoro jest więcej niż jedna taka religia, a ludzie nie należą do więcej niż jednej, możemy wnioskować, że wszyscy ludzie i wszystkie dusze trafiają do piekła."

    Niezależnie od tego, czy jesteś wierzący, niewierzący, „praktykujący”, czy „niepraktykujący”.

    W sumie nie ma się więc o co martwić... i tak PIEKŁO :)

    M. Luter

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety bycie dobrym nie leży w naturze człowieka.
    Który człowiek nie schyli się po portfel leżący na ulicy tylko dlatego, że to nie jego własność i nic mu do niego?
    Albo jak często spotyka się ludzi cofających do sklepu żeby poinformować sprzedawcę, że pomylił się na niekorzyść sklepu w naliczaniu rachunku?

    Ktoś kiedyś powiedział, że „Władza psuje, a władza absolutna psuje absolutnie” – człowiek otrzymujący (lub zdobywający) władzę nad drugim człowiekiem bez jakiejkolwiek kontroli staje się potworem – historia zna mnóstwo przykładów...
    Przypuszczam, że religia, wiara i groźba sądu ostatecznego w niejednym przypadku pohamowała najgorsze zapędy wielu ludzi...

    Prawda jest taka, że niewielu z tych co nie chodzą do kościoła a uważają się za dobrych tą godzinę przeznacza na samodoskonalenie.
    Katolicyzm ma wiele niedoskonałości (wynikających z tego, ze jest to dość stara wiara, która jest przedłużeniem jeszcze starszej) i obrósł w mnóstwo dziwnych i dzisiaj już niepotrzebnych rytuałów, jednak gdyby wyjść od podstaw, dekalogu oraz nowego przykazania miłości głoszonego przez Chrystusa to jest to całkiem fajny manual dla człowieka „jak być dobrym”.

    Upraszczając i wiele się nie rozwodząc: Moim zdaniem wiara jest potrzebnym sowtware’m dla lepszego funkcjonowania człowieka, albo raczej systemem operacyjnym. Wiadomo, nie lubi się powszechnych systemów dlatego Katolicyzm jest jak Windows wszyscy go krytykują ale i tak większość go używa ;-)
    Człowiek nie posiada dobrej samokontroli bo sumienie ludzkie jest rozciągliwe...

    OdpowiedzUsuń